Ostatnia powieść Umberto Eco zaskakuje rozmiarem.
Autor przyzwyczaił nas do książek pisanych z epickim rozmachem. „Temat na
pierwszą stronę” liczy niespełna 180 stron. Czy odbiło się to na jakości
przekazu, która charakteryzuje jego twórczość? Opinie, jak wykazała także nasza
dyskusja, mogą być różne. Fabuła łączy w sobie elementy political-fiction,
sensacji, romansu i czarnego humoru. Główny bohater Colonna otrzymuje
propozycję, która z różnych powodów (finansowych, nie wie co ze sobą począć)
wydaje mu się atrakcyjna. Niejaki Simei wybiera go na ghostwritera książki
mającej być wspomnieniem roku pracy w jednym z pierwszych tabloidów (akcja
powieści rozgrywa się w 1992 roku). Przedsięwzięcie wydaje się bardzo dziwne –
aby je zrealizować zatrudniono spory zespół dziennikarzy. Nikt poza Colonną nie
wie, że gazeta nigdy się nie ukaże. Większość redaktorów nowe zatrudnienie
traktuje, jako szansę na odbicia się od dna. Codzienne spotkania kolegium
traktują bardzo poważnie, tryskają pomysłami. Stopniowo jednak tracą zapał.
Simei (przyjął rolę redaktora naczelnego) wszelkie ambitne propozycje
odrzuca. Gazeta ma być „lekka, łatwa i przyjemna”.
Najbardziej zaciekawił i poruszył wszystkie
klubowiczki wątek wszechobecnej manipulacji (nie tylko mediów). Ogólne opinie o
książce były zróżnicowane. Nie wszystkim odpowiadała konwencja, którą autor
przyjął pisząc tę powieść - ostra satyra. Niektóre wątki uznano za nudne
(sytuacja polityczna Włoch). Książkę można spokojnie polecić wszystkim
miłośnikom twórczości Umberto Eco. Jeżeli ktoś tego autora nie lubi „Temat na
pierwszą stronę” raczej nie wpłynie na zmianę opinii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz